Marek Turkowski to postać nietuzinkowa. Sam przyznaje, że do niczego nigdy się nie zmusza. Dziwnie to brzmi w odniesieniu do osoby, która pracuje w korporacji, a w domu tworzy własne grafiki.
Dla przyjemności!
Tak, tak dla własnej przyjemności robi coś po pracy. Projektuje pugbagi, rysuje plakaty dla muzyków, ilustruje polskie przysłowia. Wszystko to podczas pracy dla jednej ze znanych marek odzieżowych. Niemożliwe? Gdy się kocha to, co robimy, jest to bardzo możliwe! Marek Turowski uważa zaś, że ludzie, którzy chcą zrobić karierę w branży kreatywnej, muszą robić coś ponad. Pracować już w trakcie studiów. Tworzyć dla przyjemności. Nie tylko na zlecenie.
Uczelnie nie zapewniają w 100% potrzebnej wiedzy. Oczywiście to, co się z nich wynosi, jest bardzo potrzebne. Jednak to może 15% tego, co musimy wiedzieć, by pracować kreatywnie. Reszty uczymy się, pracując. Dlatego powinniśmy już w trakcie studiów robić coś więcej. Jednak pamiętać należy, że nie robimy nic na siłę. Marek podkreśla, że nie ma do siebie pretensji, jeśli ma ochotę spędzić dzień inaczej. Wyjść, zamiast rysować rzeczy do portfolio.
Kim jest Marek Turkowski?
Marek jest wesołym i szczerym facetem. Potrafi przysposobić do siebie wszystkich swoją autentycznością. Jest też miłośnikiem mopsów. Są one motywem, który od lat przewija się w jego pracach. Umieszcza ich wizerunki, wszędzie gdzie się da. Na kubkach, torbach, plakatach, a nawet naklejkach. Wszystko to dlatego, że mopsy są urocze. Nie da się ich nie lubić. Twierdzi tak nie kto inny, a ten wybitny grafik.
Wszystko, co musimy wiedzieć o pracy dla znanych marek
Marek Turkowski to postać niezwykła. Trudno znaleźć osobę, która z jednej strony pracuje nad swoimi prywatnymi projektami, z drugiej zaś z łatwością przemieszcza się po korporacyjnym świecie. Co tam robi? Projektuje koszulki dla jednej z dużych marek odzieżowych. Jeśli zapytamy go, jak wygląda praca w korpo dla grafika, z pewnością odpowie szczerze. Praca w korpo, jak wszędzie, z pewnością jest wymagająca. Jest zarówno czas na kawę, jak i na intensywną pracę. Na rozmowy, spotkania, maile, rozmowy z kolegami… Są obowiązki i przyjemności. Jak w każdej pracy.
Warto zwrócić uwagę na to, że osoba, która chce pracować dla dużych marek odzieżowych, po prostu musi mieć rozpięty wachlarz stylistyczny. Nie warto przyzwyczajać się do swoich prac. Trzeba mieć pewien dystans do tego, co się stworzyło i dobrze przyjmować krytykę. Zwłaszcza gdy siedzimy nad pracą przez wiele godzin, a w ostatecznym starciu została ona odrzucona, ponieważ nie ma potencjału sprzedażowego.
Praca w teamie rządzi się swoimi prawami
Praca w korporacji to nie walka w pojedynkę. To jedna, wielka, naoliwiona maszyna. Tu nie ma czasu na artyzm czy projektowanie. Albo raczej znajdziemy go rzadko. Rzeczywistość biznesowa rządzi się swoimi prawami i to my będziemy musieli jej ustępować. Nawet jeśli pomysł będzie doskonały, zdarza się, że firma nie będzie mogła go zrealizować. Z różnych powodów. Mogą to być ograniczenia technologiczne lub brak zainteresowania pomysłem ze strony klientów. Może się też okazać, że jeżeli inna firma stosuje jakieś rozwiązanie od lat, mają oni już swoich dostawców i znają rynek. Mogą więc taką samą rzecz sprzedać nawet połowę taniej od nas.
Czy dobrzy graficy wątpią?
Branża kreatywna to ciężki kawałek chleba. Nic więc dziwnego, że nawet najlepszych łapie czasami zwątpienie. Zwłaszcza gdy szukają pracy. W takich chwilach każdy by zwątpił. Szczególnie gdy poszukiwania przeciągają się i kolejne miesiące nasze twórcze zacięcie nie przynosi żadnych efektów finansowych. Również Marek Turkowski był w takiej sytuacji. Bezsprzecznie wspierała go wtedy jego rodzina. Dzięki najbliższym jest tu, gdzie jest i nie żałuje tego. Nie warto się więc poddawać!
Powstanie legendy
Jak Marek Turkowski odkrył w sobie talent? Od najmłodszych lat uwielbiał rysunki. Jedną z książek, które zapadły mu głęboko w pamięci był podręcznik do angielskiego, w którym znajdowały się ilustracje Disneya. Mateusz wspomina sytuację, gdy mając kilka lat, postanowił przekalkować jeden z rysunków konia właśnie z tej książki. Gdy tylko skończył, pobiegł pochwalić się swoim dziełem tacie. Oczywiście wszystkie zasługi przypisał tylko sobie. Myśląc, że tata uwierzy w jego nagły talent.
Czy uwierzył? Raczej nie. Poszedł z małym Markiem do pokoju i poprosił, żeby syn narysował jeszcze jednego konia. Nie trudno zgadnąć, że ten drugi nawet nie przypominał konia. Tata dopiął swego.
Czy to zniechęciło w jakiś sposób tego twórcę? Mały Marek się zawziął. Zaczął ćwiczyć, a z każdym kolejnym rysunkiem było coraz lepiej. W końcu mu wyszedł taki koń, że mógł być z siebie zadowolony. Jego tata również.
Młodzieńcze lata Marek wspomina z sentymentem. Pamięta siebie jako zawzięte dziecko. Mówi nawet otwarcie, że zmuszał kolegów z klasy do tego, by uczyli go rysować. Gdy chodził do podstawówki, poznał chłopaka, który rysował nieporównywalnie lepiej od niego. Był nim Robert Proch z Bydgoszczy.
Marek zapraszał go do domu i dosłownie kazał rysować niektóre rzeczy. Wszystko to z ciekawości. Sprawdzał bowiem, jak Robert rysuje poszczególne kształty. To on nauczył Marka podstaw takich jak cieniowanie, czy na przykład przestrzeń. W jaki sposób to robił? Rysował różne bryły i prosił Marka o wskazanie, gdzie padłby cień.
Czas gimnazjum minąłby Markowi sielankowo. Minąłby, gdyby nie pani od plastyki. Powiedziała mu wtedy wprost, że tymi swoimi bazgrołami niczego nie osiągnie. Czy Markowi podcięła tym skrzydła? Turkowski pomyślał wtedy “No dobrze, dobrze… ZOBACZYMY!”. Ciekawe, co powiedziałaby mu dziś.
Praca, studia, studia, praca?
Studiować dziennie potrafi każdy. Co to bowiem za problem poświęcić się nauce i od rana siedzieć na uczelni, wieczorami zaś żyć własnym życiem? Nikt nie mówi, że studia dzienne są gorsze. Marek Turkowski jednak miał inne priorytety. Przekonany, że na studiach nie zdobędzie całej potrzebnej mu wiedzy, postanowił studiować zaocznie. Przede wszystkim chciał pracować. Dzięki temu mógł w tym samym czasie rozwijać się zawodowo.
Nie studiuje się dla papieru. Tą zasadą kieruje się Marek Turkowski. Jeśli miałby kiedykolwiek przeprowadzać rozmowę kwalifikacyjną, nigdy nie patrzyłby na uczelnię, jaką kandydat ukończył. Patrzyłby na portfolio. To po nim widać, czy osoba starająca się o stanowisko robiła w czasie studiów coś więcej, czy jedynie bezczynnie przemknęła przez studia.
Szukasz pracy w branży kreatywnej? Rób to w stylu Marka Turkowskiego!
Portfolio to podstawa!
Dla Marka Turkowskiego w branży kreatywnej najważniejsze jest portfolio. Powinniśmy unikać wrzucania do niego prac, które przygotowywaliśmy na studia. Lepiej brać udział w różnych konkursach przygotowywanych przez marki takie jak Addidas. Nawet jeśli nic nie wygramy, to warto mieć je w portfolio.
Bez CV nie dasz rady…
Jak wygląda CV grafika? Graficznie! Przygotowane przez niego samego. Nie, nie mamy co myśleć nawet o gotowcach. Żeby mieć siłę przebicia, musimy być oryginalni. Może delikatnie zabawni, w końcu to branża kreatywna! Jednak z pewnością musimy być poprawni i dokładni pisząc tekst.
Trudne pytania w trakcie rozmowy
Jeśli już zaproszą nas na rozmowę kwalifikacyjną, nie będą nas oszczędzać. Trudne pytania w branży kreatywnej to podstawa rozmowy o pracę. Czy potrafisz pracować w zespole? Jak przyjmujesz krytykę? Czy przywiązujesz się do swoich prac? Wszystkie te pytania pojawią się w czasie rozmowy na 99%. Zastanówmy się więc wcześniej, jak najlepiej na nie odpowiedzieć.
A… i jeszcze jedno!
Uważajmy na siebie. Nie dajmy się wykorzystywać. Zwłaszcza przez firmy, które próbują wyłudzić od młodych twórców prace za darmo.
Różnie o to proszą. Na przykład chcą nas sprawdzić, czy się nadajemy. Więc dają darmowe zlecenie niby pracę domową, na podstawie której zdecydują, czy chcemy nas zatrudnić. Marek Turkowski spotkał się z takimi praktykami. Później okazywało się, że firmy te wykorzystywały jego projekty tworzone w czasie procesu rekrutacyjnego w celach komercyjnych. Pracy oczywiście też nie dostawał.
Darmowy projekt? Nie, dziękuję. Projekt owszem, ale muszą za niego zapłacić.
Gdzie szukać Marka Turkowskiego?
Jak wszystkich szanujących się dziś twórców, Marka znajdziemy na social mediach. Na Facebooku znajdziemy jego fanpage, który nazwał Tyryryry. Sam się śmieje, że właśnie Tyryryry. Nie turururu, czy Tererere. Ma też profil na Behance. Miłego oglądania!